Wypadki się zdarzają. Razu pewnego, w dzień boży, po długim odpoczynku bocian postanowił zajechać drogę madamme butterfly. Tak, było to niezręczne dla nich obojga. On nie znał jej myśli, ona zupełnie obca, marzyła tylko o dojściu do końca korytarza. Zajechał jej drogę. Skończyło się bycie miłym, uprzejmym. Oczywiście tylko na zewnątrz. Instynkty zapanowały nad światem. Podłoga zazgrzytała i pojawiło się E. Duże, wybujałe, bardzo delikatne, miękkie, twarde. Zmienne. Minuta po minucie zdyszani przedsiębiorcy na bieżąco tworzyli plan działania. On nie chciał jej przepuścić, ona pchała się, wyrywała, szarpała, nie krzyczała. Nie wypada, nieładnie, ktoś usłyszy, coś pomyśli, nie wypada. Ocierała zaspane oczka, próbowała przejść przez niego, nad nim, koło niego. Bezskutecznie. Zatarasował jej drogę. Korzystając z mózgu podkorowiego, wyczuwszy niemożność dalszego ruchu, postanowiła grać na uczuciach. Na zmianę przymilała się i obrażała. Szeptane wyzwiska nie trafiały z bólem do niego, lecz z rozkoszą. Brał wszystkie słowa na opak, ironicznie. Nie dawała za wygraną. Słowa były mocniejsze, dobitniejsze. Wachał się chwilami, gubił, ale nie przepuszczał. Jej oczy wywarły na nim ogromne wrażenie. Jej usta były eksplodią E. Madamme zaczęła wierzyć w jego opakową wersję, zmieniła się w plastikową siatkę. Było miło, było słodko, było obleśnie. Nagle pojawił się komodobojler, spalił siatkę, zgumowaną jej resztkę wsadził w siebie i tak oto powrócił sam bojler. Komoda siedzi i czyta. Niech będzie z siebie dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz