Opowiem Ci historię pewnego bojlera.
Ja z moim bojlerem jesteśmy bff od dłuzszego czasu. Bojler był zawsze tam, gdzie go potrzebowałam. Razem z bojlerem robiliśmy crazy stuff jak wspólne grzanie wody, odpalanie ognia i takie tam. Raz nawet za bardzo podgrzaliśmy wodę, hehe, było bardzo śmiesznie hohoho. Niestety często gdy wychodziliśmy z innymi grzałkami, piecami i lodówkami bojler dawał mi do zrozumienia że nie jestem z nich. Z nich, czyli z AGD - ja jestem komodą, nawet bez metalowych elementów. Podczas takich wypadów bojler delikatnie wypominał mi ten defekt, jakoby jestem zrobiona nie przez ekipę wykwalifikowanych ekspertów, tylko przez miernego stolarza wykształcenia podstawowe niepełne. Nigdy nie robilam z tego powodu bojlerowi problemów, gdyż potem wszystko wracało do normy a i tak zazwyczaj spływało to po mnie jak woda po kaczce. Nawet śmiałam się z mojej ułomności z resztą AGD, żeby nie wyjść na suchą deskę tylko chociaż na drewno wiśniowe.
Pewnego jednak wietrznego jesiennego dnia wybrałam się z bojlerem i TAK, z drugim bojlerem (niech ten drugi będzie Bojlerem Lucyfer dla rozróżnienia) (dobra no to pierwszy to Bojler Babilon) na wyprawę do centrum. Z początku było fajnie, do czasu aż Bob znów zaczął to robić, tylko tym razem do Bol. Ja, jako komoda poczułam się bardzo tym zaniepokojona i chyba puściły mi zawiasy w jednej szufladzie. Okrzyczałam Boba że mi smutno i gorąca woda między nami się nieco ochłodziła. Następnie jednak poszliśmy spożyć ognisty trunek, co, rzecz jasna, wodę trochę ponownie podgrzało. Ja, jako komoda nie miałam fizycznej możliwości jej ochłodzić, Obydwa Bojlery też nie, gdyż przeczyłoby to sensowi naszego istnienia. Przy takim obrocie spraw Bob zostawił Mnie i Bola samych w ciemnościach i sam udał się spowrotem do centrum, aby poparzyć trochę ludzi. Po zniszczeniu kilku śmiertelników Bob wrócił do nas i oddaliśmy się wspólnemu hołdowaniu prokrastynacji. Gdy przyszła jednak pora na koncert na rurach, wszystko się łagodnie mówiąc pokićkało.
- Och, Bob! Bob, Bob, Bob. Gdybyś ty wiedział, Bob! - myślałam, gdy odkręciła mi się nóżka i rozchybotana musiałam oprzeć się o błogosławiony słup nieopodal. Z pewnym trudem pozbierałam się do kupy i Bob i Bol i ja wyszliśmy na pole, by nieco odetchnąć od tłumu blaszaków. W pewnym momencie Bobowi zgasła świeczka, musiałam więc poszukać jakiegoś ognia, z racji tego, że ogień drewna łatwiej się trzyma niż metalu. Znalazłam węża ogrodowego, który akurat miał zapałki. Przywlokłam węża do Bojlerów, ale nie zauważyłam, że do węża przyczepił się przenośny piecyk. Zorientowałam się dopiero po jakimś czasie, że nie ważne jak bym szarpała tym wężem(to brzmi źle) to piecyk się kurwa nie odczepi. No to odciągnęłam te dwie papużki nierozłączki z dala od bojlerów, gdyż ciepło z piecyka mogło zagrozić aparycji obydwu. Ucięłam sobie też poważną pogawędkę z tą nędzną grzałką na tematy, od których włos jeży się na głowie a woda elektryzuje. W międzyczasie poznałam też drewniane biurko i poczułam nieodpartą chęć i prawdopodobnie jedyną okazję odegrania się na bojlerze za te niemiłe słowa przy reszcie artykułów gospodarstwa domowego. No i, Kurwa, Bob się obraził. A nie było nawet w połowie tak jak z AGD.No ja cież pierdolę! Co jest mocniejsze, mierna sklejka z trocin na murzyńskich zawiasach, czy niezniszczalny walec z 2cm żelaza pokrytego wodoodporną emalią? Bob, mówię, sory. SORY MEMORY POTWORY FLASZKORY BANDZIORY. Serio Bob. wiem że nie mam oczu w które mógłbyś popatrzeć i stwierdzić, że mówię serio. Ale serio. Serio jak ja jebię.
-Maskotka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz