Stukot porusza szklaną strukturę. Gładkość sponiewierała się z ostrą bezimiennością. Przechodzisz obok szyldu. Napis zamazuje ci się przed oczyma. Fruniesz i myślisz o ulubionych słowach. Bangarang. Zamaskowany przechodzeń uderza prawą ręką w twój policzek z perfekcyjnym wyczuciem. Mięsko, ząbki, kości. Nachodzi cię ochota na sok pomarańczowy. Sklep z warzywami to twoje tajne miejsce. 3 kroki od progu w przód, potem 4 w lewo, 2 w prawo i dla zmylenia 3 kroki w tył. Skrytka ze skarbem. Otwierasz lodówkę z mrożonkami. Pstrąg układa się w ręce niczym bobas w pieluszce. Łosoś szepce ci rybie słówka pochwały. Wąsy suma drażnią cię, a ty się tym ekscytujesz. Chwila zawachania. Przypominasz sobie ulubione słowo. Świecznik. Tamta dziewczyna dała ci nauczkę, bez zapałek nie wychodź z domu. Rozłamana sosna a ty w niej. Obudź się. Chwyta twoją dłoń, czujesz pociąg, beton, trawa, trawa, beton. Mur, róg. Mydlane bańki nic tu nie pomogą. Gwałt i obieranie ziemniaków to sprawy wagi nieziemskiej, nie wierz pozorom. Zakłada, że nie umiesz, nic. Trudno, przykro mi. Chłopak. Czujesz niesmak, niedosyt. Korytarze wspomnień, labirynt układów społecznych i wszystkie znane ci przepisy oraz nuty prowadzą cię krwawą ścieżką twojej puściutkiej głowy do ulubionego słowa. Starość. Zanim umrzesz będziesz nieszczęśliwy. On pomoże ci zmieniać pościel i wkładać czyste kartki do maszyny. To nie tak jak nie jest. Ciemna ulica i ty. Romans piętra twojego biura. Zdjęcia w Internecie, dogłębnie speawdzone stare znajomości. Awans. Pieniądze. Nowa gitara, nowe melodie. Puzzle się nie układają, napisz o tym piosenkę. Tytuł. Ulubione słowo. Liść. Pogoda psuje ci plany. Wysypka ogranicza dostęp do klubów. Sprośne koleżnaki zamykają się w domu po ostatniej akcji z kotem. Pies nie żyje. Zdechł szybko i bez boleśnie. Ty ciągle wierzysz, że cierpiał katusze. Alergia. Anemia. Plusy, minusy. Kołdra, autostrada, przypadek, los, lęk, cel, bulimia, ptak, czereśnia, wiśnia, obelga, nieświadomość, yeti, sznurówka. Ulubione słowo. Brud. Kufer stał się twoim nowym przyjacielem. Tak ordynarnego jeszcze nigdy nie miałeś. Stare rzeczy opowiadają ci swoją historię, a ty pochłaniasz ją. Bierzesz smyczek do ręki. Napływające łzy przeszkadzają ci czytać nuty. Nie grasz dobrze, zaczynasz nucić. Zapomniałeś że twój głos nie ma głosu. Nie umiesz mówić. Co teraz? Jak ich przekonasz o swoim genialnym ego? Zchodzisz zdruzgotany. Uczulenienie na gaz zaczyna cię drażnić. Nim dotrzesz do drzwi, skrzypce rozpadają się na kawałki, krzesło wybija okno, stół staje się blatem, dywan zmienił kolor. Gwar! To twoja wina. Klniesz. Stop. Zatrzymaj czas i cofnij łyżkę tak, by tym razem nie zahaczyła o miseczkę i sprawiła by twój brzuch stał się pośmiewiskiem kaloryferonośnych. Tak być nie może! Bunt! Pomysł, ulubione słowo. Globalia. Nowa epoka. Nowe ziemie. Buraki same wchodzą przez okna. Trzeba tylko wiedzieć, o której je otworzyć. Ochrona przed gazem to priorytet, w twoim życiu już nigdy nie pojawią się łzy. Czuć cię dzień i noc. Plama na oknie. Brak skupienia. Zgubiłeś podkowę. Brak szczęścia. Umierasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz