niedziela, 16 września 2012

Kasia












Ciężki haust udoskonalonego tlenu stopniowo wypala płuca. Jadę ciężarnym pojazdem. Płomienny metalowy buntownik obok. Gwiazdy mijam, strach się gapi. Świstek papieru decydujący o dumie. O zagrożeniu, o posiadaniu, o mówieniu, o spowiedzi. Biedne drewno. Złe liście. Lepszy świat nie czeka na was. Nie jesteście mile widziane. Rozprzestrzenione nieznośnie pożądane światełko. Zawiasy, nawiasy i schody. Pusta maskotka z fałszywym uśmiechem. Cztery ściany, jedna faworyzowana ze względu na wysoki wskaźnik socjalizacji. Ździrowate spojrzenia. Nieproporcjonalne komentarze. Lejąca się strumieniami, wymieszana z krwią, farbowanymi włosami, pęcherzami, siniakami, prostotą, niesamodzielnością, beznadziejnym optymizmem głupota. Rozbawi cię ta maskotka. A ty pomyślisz o niej tylko źle. Współczucie. Hańba. Irytacja nr 1. Słowo. Pysk. Słowo. Pysk. Pozbawiona zbawiennej umiejętności racjonalnego myślenia, tłumaczenia i zrozumienia, maskotka wysuwa język w rytm nurtu przefiltrowanej krwi zza zszytych warg z dwoma wystającymi, krzywmi kłami. Zdruzgotana poddaję się. Sensu brak. Sens jest dobry. Maskotka nie widzi sensu. Boi się go, a raczej brzydzi. Jak każdego, jak wszystkiego. Naiwnie myśli, że czyni ją to odporną i lepszą. Spożycie. Duch łączy się z ciałem. Oczy szeroko otwarte, sporadyczne myśli nieprzyzwoicie uproszczone. Zacięcie wraz z ruchem. Cokolwiek. NIC. Bywało gorzej, lepiej na pewno. Sittin' downtown in a railway station, one toke over the line. Krok ku doświadczeniom. Zero irytacji. To dopiero początek. Ciemność, migoczące świetliki wpadające wprost do moich źrenic. Irytacja nr 2. Maskotka nie docenia, osądza mimo nieobycia, braku znajomości. Niebieski drzwi. Gdy je otworzysz znajdziesz się w nowym świecie. Dozwolone będzie to, co w świecie ograniczonym monotematyczną jasnością było zakazane. Wdech. Napawaj się chwilą, przepaść coraz bliżej. Skąd miałam wiedzieć? Profetyzm pod wpływem środków doskonalących traci mowę. Irytacja nr 3. Zabawka z fałszywm uśmiechem daje o sobie znać wcielając się w role znienawidzonych przez siebie postaci. Jak widać, nie tylko uśmiech w niej fałszywy. Dobija godzina. Ruszam w drogę. Łono natury przytwitało mnie mroźnym wiatrem. Huk walących się piramid wtłacza mi na kończyny gęsią skórkę. Spotkania za spotkaniami. Powracam do statku matki. Jestem zbyt onieśmielona wolnością by z niej korzystać. Na razie. Irytacja nr 4. Szpony maskotki i ograniczony wzrok niszczą przybytek Jah. Cofamy się w otchłań dalej. Nieustannie podążamy ścieżką naszych błędów i niedopałków. Dźwięki. Zamykam oczy. Roztańczone szkielety wirują w zielonym szale. Złączam nogi, wiruje z nimi. Nie upadam. Nikt nie upada. Buntownik czuje fale, które go niosą.  Sam nie wie gdzie ani jak. Chowam się pod gołym niebiem. Nieprzezroczyste powietrze wdziera się we mnie. Irytacja nr 5. Podążający za mną i buntownikiem pustak oddał się w ręce nihilizmu. Otchłań wierności wyparła go daleko od krawędzi. Pustak uśmiecha się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz